Lasy Państwowe to „spółdzielnia inwalidów”

Antoni Kostka, geolog z wykształcenia, zaangażowany „ekolog” i zaciekły wróg PGL Lasów Państwowych, chcąc wykazać rzekomą indolencję państwowej instytucji, określa ją, pejoratywnym w tym kontekście, mianem „spółdzielni inwalidów”.

Lasy Państwowe »tak ogólnie« to zarabiają na tym, co robią, wiadoma sprawa. Ale LP to 429 nadleśnictw, z czego większość jest zyskowna, ale część od lat jest na stałym minusie. Te finansowe dziury generowane przez Syzyfów leśnej gospodarki są zasypywane dopłatami z Funduszu Leśnego i tak, czary-mary, wychodzą na papierze na swoje.

Ok. To już wszyscy wiedzą. Dobra, skąd informacje o tym, ile ci Janusze leśnego biznesu, członkowie Spółdzielni Inwalidów »Daremny Trud« dostają tych dopłat?”

peroruje wszechwiedzący spec od wszystkiego na swoich mediach społecznościowych.

Brawo doktorze, wszystkie osoby z niepełnosprawnościami, zarabiające na swoje utrzymanie, są niezmiernie wdzięczne za to budujące porównanie. Jakaż to pro-ludzka retoryka!

Ekologia to biznes

Dalej doktor Kostka ślizga się po sprawach finansowo-księgowych PGL LP, formułując zarzuty, ale omijając odwołania do konkretnej analizy danych, które, przynajmniej częściowo, otrzymał. Zamiast przytoczenia twardego konkretu „mentalnie zanurza się” w umysły zatrudnionych w resorcie, wykazując własną „przenikliwość w prześwietlaniu” urzędniczych umysłów.

Tymczasem transparentność zbiórek prowadzonych przez Fundację Dziedzictwo Przyrodnicze wcale nie wygląda najlepiej. W mediach ukazywały się już artykuły o dowolności podstaw wyceny utworzenia stref chronionych, na które otwierano publiczne zbiórki.

Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze organizuje zbiórki na tworzenie stref ochronnych w Puszczy Karpackiej. Jedna strefa kosztuje według wyceny Fundacji 1000 zł, według RDOŚ Rzeszów 0 zł. Na co ten tysiąc pożytkuje FDP? Na ekspertów terenowych, znajdujących gniazda ptaków pod ochroną i na koszty własne. Kto może zgłosić znalezione gniazdo i wystąpić o strefę ochronną? Według RDOŚ Rzeszów – każdy. Czy trzeba być ekspertem? Absolutnie nie. Może to zrobić każdy. Na co idzie ten 1000 zł w FDP, skoro nie na ekspertów? Na koszty własne Fundacji. Reszta jest przecież za darmo”

możemy przeczytać na portalu Ekogroup.

Jak informują między innymi portale wpolityce.pl, niezalezna.pl czy tvp.info i nie tylko, organizacje „ekologiczne” są częstokroć pośrednio wspierane obcym kapitałem. Celem samym w sobie przestają być wówczas ochrona środowiska czy działania proekologiczne, ale ochrona obcych interesów i inspirowanie do działań wymierzonych w blokowanie rozwoju rodzimej polskiej gospodarki. Dlatego transparentność fundacji i stowarzyszeń oraz wgląd w ich przepływy finansowe powinny stanowić ważne elementy kontroli społecznej.

Doktor Kostka w wywiadzie dla biznesistyl.pl prezentuje biznesowe podejście do tematu organizacji ekologicznych. Warto zwrócić uwagę szczególnie na następujący fragment:

A. Kostka: Ciągle zbyt dużo jest stereotypowych skojarzeń, że jak ekolog, to pewnie weganin w krótkich spodenkach, trampkach i kółkiem w uchu, a już na pewno »lewak«, żyjący z naciągania na datki.

Biznesistyl.pl: A Pan na spotkania przyjeżdża w samochodzie za ćwierć miliona złotych ubrany w drogi garnitur.

A.Kostka: I przy powitaniu często następuje konsternacja. Dlatego wiele rozwiązań z biznesu staram się zaimplementować także w fundacji i przynosi to coraz lepsze rezultaty. Cieszymy się też coraz większą popularnością w mediach lokalnych i ogólnopolskich, co pomaga skuteczniej upominać się o Puszczę Karpacką. W Polsce jeszcze niewielu jest ludzi z doświadczeniem biznesowym, zaangażowanych w ekologię i ochronę przyrody, ale na świecie to już powszechne zjawisko”.

Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze z zaimplementowanymi rozwiązaniami biznesowymi to nieco inna półka niż Spółdzielnia Inwalidów „Daremny Trud”, prowadzona przez „Januszy leśnego biznesu”. Skala biznesu też jest inna, na korzyść Lasów Państwowych oczywiście, więc pojawia się pytania, czy „ekologiczny” doktor bardziej państwowej spółce z tradycjami zazdrości i chce się czegoś od niej nauczyć, czy zwyczajnie zżerają go kompleksy, że do końca swojego życia czegoś równie pożytecznego, tak zyskownego i przede wszystkim polskiego nigdy nie będzie w stanie stworzyć?

Może więc warto byłoby, aby przy tej okazji „doktor-ekolog” bardziej przybliżył sposoby, jakimi zbija on kapitał swój i prowadzonej przez niego fundacji oraz kto za to wszystko płaci, żeby wykluczyć jakiekolwiek przypuszczenia o braku transparentności jego "organizacji pożytku publicznego".

Jan Ptasznik